Mój prywatny lęk.

lek

Każdy go ma. Przynajmniej jeden.

Nie musi być on wielki. Wystarczy, że będzie miał właściciela i się zaczyna. Jak z tasiemcem. On też musi mieć żywiciela, żeby być. Ba! żeby żyć! Z lękiem jest tak samo. Jak się uczepi człowieka, to jest w stanie wyssać z niego co najlepsze. Smutne to bardzo. Człowiek jest w stanie określić, że ma ten lęk. Nierzadko czyta o nim, poszerza swoją wiedzę na jego temat. Bywa, że aby go zgładzić, człowiek bierze tabletki, które najczęściej bardzo pomagają – na jakiś czas.
Kiedy jednak uzupełniamy swoją wiedzę na temat naszego lęku możemy wpaść na cudowne wiadomości! Lęk to reakcja. Nasza reakcja, nasze szybsze bicie serca, nasze duszności, nasze łzy, nasza panika, nasze kłucie w klatce piersiowej, nasze drętwienie kończyn, nasze mdłości itd. Czy to jednak są naprawdę nasze reakcje? Czy może nauczyliśmy się ich od kogoś? Warto usiąść na chwilkę i przypomnieć sobie (jeśli będziemy w stanie) naszych bliskich, którzy nas wychowywali. Najlepiej jednak porozmawiać z kimś, kto tak jak my, znał ludzi z którymi żyliśmy. To cudowne usłyszeć opinie od innych. Utwierdzicie się wtedy w przekonaniu jak było faktycznie. Będziecie mieli argumenty nie do pobicia!

Jak moi bliscy reagowali na to czy na tamto? Co starali się nam przekazać?
Czy zwracali uwagę na to: „Co ludzie powiedzą”? Czy pozwalali nam pokazywać emocje?
Hitem przemyśleń jest pytanie: Czy jest coś o czym nie wiemy, a powinniśmy,
co może mieć wpływ na przeżywanie naszego/nie naszego lęku?

Usiądźcie proszę i pomyślcie : Jak reagowali kiedy się coś nie udało? Czy widzieliście ich wszystkie emocje?
Czego bała się nasza mama, a czego tata? Pytań pełno! Jednak zmierzam do tego, że lęków zostaliśmy nauczeni. Tak jak języka angielskiego. Powiecie: no to gryfnie! przecież skoro już znam angielski to pozamiatane. Nie oduczę się.
To jedno z wielu podejść. Jeśli przestaniemy używać języka angielskiego, zapomnimy go szybciej niż myślimy. Jeśli przestaniemy poświęcać czas lękom, przestaniemy je pielęgnować, rozmawiać o nich, one sobie pójdą. Spróbujmy nie zwracać na nie uwagi. Na przykład przez tydzień. Jak lubimy stan lęku, to po tygodniu możemy ponownie zacząć się bać – nikt nam tego nie zabroni.  „Olewanie lęku” to jest proces. Nie wystarczy raz. Proces to nie jest wieczność.

Przeżywanie lęku odbywa się zawsze tak samo. Początek, środek i koniec. Nic nowego. Zawsze tak samo. Do znudzenia…Stan lęku nie jest przyjemny, ale jest naturalną częścią człowieka. Lęk staje się uciążliwy, kiedy przeżywamy go bez kontroli i determinuje on inne nasze zachowania.

Skomentuj: